Drodzy moskwiczanie i goście stolicy! Moskiewskie metro to system transportu, którego użytkowanie wiąże się z podwyższonym ryzykiem.

(Informacja w wagonie metra)

piątek, 2 sierpnia 2013

GG: 19846502
Zainteresowani do odnowienia bloga, bądź pomocy w tymże przedsięwzięciu - pisać. 




Pozdrawiam,
administratorka, autorka Bielikova.

niedziela, 3 marca 2013

[ Organizacyjna I ]




Stwierdziłam jakiś czas temu, że wypada napisać coś w stylu notki organizacyjnej, tylko nie mam pojęcia, jak się za to zabrać.

Zacznę może od podziękowania wszystkim autorom, którzy zdecydowali się uczestniczyć w życiu bloga. Dziękuję. Naprawdę wiele to znaczy dla mnie i Andrzejka, który(a) morduje się z Internetem, ale wiem, że na pewno też to docenia. Co poniektórzy słyszeli, że miałam wielkie obawy, czy to wyjdzie. Poniekąd się sprawdziły, bo blog miał swój zastój. Przepraszam. Po prostu każdy ma ten czas, kiedy kompletnie nie ma pojęcia, co robić. Człowiek nie jest w końcu maszyną, a walka z weną trwa.
Dobrze, mając za sobą durnowaty wstęp, przejdę do nieco ważniejszych spraw. Przyszło mi na myśl, że możecie w ramach rozruszania bloga pomolestować zakładkę „Zagrożenia”, zesłać na nasze postacie jeszcze więcej niebezpieczeństw. Bo, kto wie, jakie potwory wykreuje promieniowanie? Myślałam także razem z Andriuchą nad jakimś konkursem. Najpierw przychodziły nam do głowy dziwne pomysły, które być może ujrzą światło dzienne trochę później, ale stwierdziłyśmy, że aktualnie najrozsądniej będzie zorganizować konkurs na cytat w belce bloga. Belka świeci pustkami i głosi to samo, co adres. Nie fajnie. Niestety (stety) moje „Co dwie głowy to nie jedna” Andrkowi do gustu nie przypadło, więc macie pole do popisu.
Oprócz tego wspominałam parę razy o planowanym evencie. Miałoby to miejsce na czacie, w formie wspólnego opisywania wątku (w kolejności losowej, jeden po drugim - jak kto chce). Wolałabym, żebyśmy razem wybrali, do jakiego zdarzenia chcielibyśmy grać. Ja myślałam nad wspólnym wyjściem na powierzchnię, na przykład w poszukiwaniu czegoś (do ustalenia), w międzyczasie nagle wszystkim mutantom przypomniało się wejście do metra i zgromadzili się tam, atakując nasze biedne postacie. Lub coś w tym stylu. Oczywiście nie jest to jedyna opcja, w grę wchodzą także konflikty podziemne; wybuch (kolejnej) wojny pomiędzy frakcjami/stacjami, nowy wysyp potworów, problemy ze światłem czy wodą, plotki o pojawieniu się jakiegoś maga i sprawdzenie, o co chodzi. Chociaż niektóre z wymienionych przykładowych pomysłów bardziej nadają się na ciągłe opowiadanie blogowe, niżeli parogodzinny event czatowy.
Właśnie – co powiecie na tego typu opowiadanie blogowe?
W wolnej chwili (tj. niedługo, obiecuję) zajmę się informacyjnym opisywaniem stacji. Ktoś chciałby pofantazjować nad którąś? W końcu nie każda jest opisana i możemy się zgrać się z wyobraźnią i wytworzyć coś fajnego. A taki już zupełny hardcore: właśnie wpadłam na zrobienie cennika w metrze. Fakt, przydatne będzie to-to, ale i cholernie trudne do zrobienia. Także tego, jak byście chcieli, potrzebowałabym pomocy.
Mniej ważne sprawy.
Grisza. Co z Tobą? Prosiliśmy Cię o poprawę karty (24.02) i do dzisiaj (03.03) nie ma żadnego odzewu. Nie wiem, co mam z Tobą zrobić. I to wcale nie jest wina mojego wszechobecnego nierozgarnięcia.
Z tego, co zdążyło mi się podejrzeć na blogu, udzielają się ciągle te same osoby. Świetnie, naprawdę się cieszę i jestem z was dumna, oby tak dalej. Jestem zadowolona, że się dogadujecie (jak już przy dogadywaniu jestem, napomknę zdarzenie na krzykopudle. Necro, wybacz ten atak. Wiem, że nie powinnam i będę się pilnować. Przynajmniej takie mam zamiary), ale co z tymi, którzy rzadziej wątkują? No ja rozumiem, że są problemy realne, rozumiem, że jest szkoła, że są znajomi, ale nawet minimalna aktywność byłaby super. Chociażby wejście na czat raz w tygodniu, jak nie ma się weny na wątki. Ja sama mam problemy z wymyśleniem odpowiedzi i dlatego trzeba czekać, aż łaskawie odpiszę. Za to również przepraszam. Muszę w końcu nauczyć się odpowiedzialności.

No i to by było na tyle. Chyba że coś mi się przypomni, w co wątpię. Mam nadzieję, że jakoś to znieśliście i nie jest tak źle, jak myślę.
Przynudzania ciąg dalszy za jakiś czas. 
 

Fai quello che fai, attento a quello che fai.


Misza Aristow

Nieraz nazywany Hunter.
25 lat
Stalker-Najemnik
Neutralny
Niby podlega frakcji Hanza.
Mieszka raczej gdzie mu lepiej w danym tygodniu.

Zmienny, nigdy nie bądź pewny co do jego reakcji.
Wulgarny, obrazi cię na setki różnych sposobów. Sarkastyczny, kiedy ma zły dzień. Przyjazny, w dobrych dniach. Uśmiechnięty, raz szczerze, a raz nie. Ciekawski, jedyna poważna słabość w jego charakterze. Wędrowiec, nie usiedzi w miejscu zbyt długo. Drażniący, lubi wkurzać innych i robi to gdy może. W gronie przyjaciół to zaskakująco miły osobnik, chociaż nie zawsze. Przy pierwszym spotkaniu raczej nie przyciąga ludzi do siebie tylko ich odpycha, ale wyjątki są. Na co dzień raczej małomówny, często zamyślony. Doradzić potrafi, pomocny nie przyjmuje od nikogo woli radzić sobie sam.

Wiele osób go zna bo wszędzie można go spotkać, więc wiedzą oczywiście jak wygląda. On sam nie lubi się wyróżniać, co jakoś słabo mu wychodzi w ostatnim czasie. Wysoki nawet jest bo ma 189 cm wzrostu, waży ile powinien dzięki czemu jest dobrze zbudowany. Wyraźny zarys mięśni pod skórą. Kilka niewielkich tatuaży. Ciemne włosy i jasno brązowe oczy, jego tęczówki od jakiegoś czasu są wręcz bursztynowe, nikt nie wie dlaczego....a raczej nikt poza nim. Ludzie którzy mieli z nim do czynienia twierdzą że ma "wilczy uśmiech", czego powodem jest dziwna drapieżność w nawet najlżejszym wygięciu warg. W większości przypadków ubrany w identycznie;czarna koszulka, skórzana kurtka, desanty, bojówki bądź wytarte jeansy. Zawsze na szyi ma nieśmiertelniki, które dostał do ojca.

Dodatkowo
- Gdy był czterolatkiem miał wypadek o którym teraz niechętnie wspomina, skutek jednak jest taki że nie czuje strachu za to nauczył się szybko oceniać sytuację i wycofywać gdy trzeba.
- Jest Biseksualny, albo może bardziej Homo.
- Zawsze ma przy sobie broń; dwa noże i przerobiona beretta M9.
-Blisko niego przeważnie jest wilczur, Deus.
- Ma swoje tajemnice, których nie zdradza nikomu.
- O swojej przeszłości nie mówi nigdy.

[Witam, karta miała być inna, ale trudno. Czy coś zmienię, możliwe. Wszelkie wątki i powiązania mile widziane, im bardziej zakręcone tym lepiej.]

wtorek, 26 lutego 2013

"That world was killing me."




Twinkle twinkle little star,
how I wonder what you are?
Up above the world so high,
Like a diamond in the sky!

  
~ Nina Kamarov- ~ 28 lat ~ Córka moskiewskiej dziwki ~ Strażniczka ~ Sewastopolska ~
 

Twinkle twinkle, Nina skacz…

Obcasy lakierowanych bucików przyjemnie stukały o asfalt, kiedy najdrobniejsza z trzech dziewczynek skakała w rytm nucenia koleżanek. Wtedy miała wygrać. 

When the blazing sun is gone,
When the nothing shines…

Nie zdążyła.
Wycie syreny zagłuszyło moment, w którym dzieci zamilkły i tupot ich stópek. Nina rozejrzała się, odgarniając z bladej twarzy kosmyk włosów. Została sama. Wzruszyła ramionami, przeskoczyła jeszcze kilka pól, wsłuchując się w alarm i coraz głośniejsze krzyki. Nie rozumiała, co się dzieje.
-Kurwa! Uciekaj! – W głosie przebiegającego obok mężczyzny było coś, co sprawiło, że pociągnęła za nim wzrokiem. Obejrzał się przez ramię, jakby czując na sobie jej spojrzenie. Z jego ust padło kolejne przekleństwo.
Nie cofnęła się, widząc, jak zawraca i biegnie ku niej. Mocno chwycił ją za ramiona i podniósł, puszczając się pędem w kierunku głównej ulicy.


Then you show your little light,
Twinkle, twinkle, all the night.


  Piosenka, którą poznała ponad dwadzieścia lat temu, powraca do niej niemal co noc. Początkowo sny o tamtym dniu wywoływały w niej panikę... z biegiem lat pozostała tylko nienawiść.
 Do Metra przyniósł ją Olavi Hegg- fin, który znalazł się w Rosji, bo dostał przydział do moskiewskiej jednostki wojskowej. Przynajmniej takiej wersji się trzymał… Niemniej, potrafił sprawnie posługiwać się bronią, dlatego oprócz sprawowania funkcji strażnika na Oktiabrskiej, gdzie znalazł miejsce dla siebie i Niny, był stalkerem. Skoro już przeżyła- miała szczęście. Olavi oswoił ją z bronią białą i palną, zabierał ją ze sobą na „obchody”, zapoznawał z poszczególnymi grupami... Nauczył ją życia w Metrze. Nauki te okazały się możliwe do wykorzystania, kiedy wychodził na powierzchnie i zostawiał ją samą, ale epicentrum przydatności osiągnęły osiem lat później, kiedy z powierzchni już nie wrócił.
  Dobry start to dobry start. Nina go miała. W życiu na powierzchni, wbrew pozorom, także. Jej matką była rodowita Rosjanka, Tania Kamarov, jednak ze względu na popularność imienia posługiwała się pseudonimem zawodowym- Marina. Cóż, nietrudno zgadnąć, że ani ojca, ani nawet jego narodowości Nina nie poznała nigdy. Więc, gdzie ten dobry start? Otóż, już jako dziecko przywykła do samotności i trudnych warunków. Wolała całymi dniami błąkać się po ulicach, nie miała też nic przeciwko spędzaniu nocy poza małym mieszkaniem wynajętym przez matkę, w którym i tak najczęściej przebywała sama.
Dobrego startu w Metrze tłumaczyć nie trzeba. Dzięki Olaviemu stała się rozpoznawalna w odpowiednich miejscach, on także załatwił jej prawdziwy paszport z Hanzy. Po zaginięciu mężczyzny przestawiła się na koczowniczy styl życia. 

 Przez pewien czas przebywała na Tretjakowskiej, gdzie znalazła ludzi, z którymi potrafiła się porozumieć. Do dzisiaj między nią a przestępcami panuje dziwna komitywa oparta na obopólnych korzyściach. Co się tyczy Linii Czerwonej i IV Rzeczy, po których też zdarzało jej się krążyć… Jeśli miałaby opowiedzieć się po którejś ze stron, to bez wahania narzuciłaby na ramiona czerwony płaszcz. Woli jednak pozostać neutralna, gdyż podporządkowywanie się totalitarnemu systemowi nie jest czymś, co potrafiłaby strawić. Jest na to zbyt butna, zbyt bardzo ceni sobie niezależność. Stara się zachować w miarę dobre kontakty z komuchami, faszystom pluje prosto w twarz. Upodobała sobie niezbadane stacje, tam też najczęściej można ją spotkać. Od trzech lat mieszka na Sewastopolskiej, gdzie została Strażniczką.  Dysponuje dwoma prawdziwymi paszportami- z Hanzy i Sewastopolskiej i nieprawdziwym z Tretjakowskiej. 

 Spośród innych raczej się nie wyróżnia. Jest kobietą obdarzoną ładną sylwetką, którą chcąc nie chcąc pielęgnuje prowadząc aktywny tryb życia, ma około 172 cm wzrostu. Daleko jej do wpasowania się w określenie „babochłopa”- zawsze sprawiała i sprawia wrażenie drobnej. Jasnobrązowe włosy związuje na ogół w wysoki kucyk lub zaplata w warkocz.
  Nina nie jest ani szczególnie towarzyska, ani przesadnie samotnicza. Wie, że znajomości są przydatne, chociażby dlatego, że samotnej osobie w Metrze łatwo oszaleć. Lubi alkohol i wszelkiego rodzaju używki, jeśli takowe się trafią. A trafiają się, wbrew pozorom. Stara się nie tyle nikomu nie ufać, co do nikogo nie przywiązywać, jednak zdarzają się wyjątki. Jednym z nich jest Bielikow- poznali się dobrych parę lat temu, kiedy oboje byli dziećmi. Zaczęło się od wspólnych zabaw, skończyło na wspólnym mordowaniu mutantów. Lub treningach w tunelach. Jak kto woli.

 Jeśli między nią a potencjalnym rozmówcą wytworzy się nić porozumienia, najczęściej okazuje się bardzo dobrym rozmówcą. Po prostu potrafi milczeć i słuchać. Uśmiecha się dość często, jeśli spojrzeć na innych ludzi w Metrze. Żeby się uśmiechać, nie zawsze trzeba być szczęśliwym. Wystarczy być silnym. A może akurat jej uśmiech da komuś tą siłę? 


Then the traveler in the dark,
Thanks you for your little spark,
He could not see which way to go,
If you did not twinkle so.

[Notka miała wyjść, ale nie wyszła. Jak zwykle. Na wszelkie powiązania i wątki jesteśmy
chętne, preferujemy jednak te nieco dłuższe i bardziej zawiłe. :3
W tytule wykorzystałam fragment piosenki Marilyna Mansona- Dissasociative
W notce wersję piosenki z Dead Space.]








"Nie zadzieraj ze mną"



Prospekt Mira. Osiemnaście lat temu…
Wtedy właśnie przyniesiony został, przez swych biologicznych rodziców, Nathaniel. Małe toto i mało ważyło. Ogólnie jakieś takie blade. Widać było, że w metrze spłodzony i urodzony został, tylko nie wiadomo gdzie i kiedy!
Jego rodzice, poszukujący przygód młodzi jeszcze Anglicy o nazwisku Green kochali niebezpieczne podróże (Najprawdopodobniej nie wiedzieli, co jeszcze ich w tych wszelkich ciemnych tunelach czeka), … Ich mały synek byłby dla nich kulą u nogi, byłby przeszkodą. Dlatego zdecydowali się nadać mu miano podrzutka.
Dlaczego Prospekt Mira? Ano dlatego, że tam mieszkał ich stary przyjaciel Ivan Fiodorow, który wręcz był idealnym człekiem by robić za niańkę.
Tak więc, jak postanowili tak zrobili. Podrzucili i znikli zostawiając swoje małe diabelskie dziecię pod opieką swego dobrodusznego przyjaciela.
Nie pozostało już Ivanowi już nic innego jak próba wychowania tego dziecka. Właśnie. Próba.
Wtłoczenie wszystkich zasad jakie uznawał Fiodorow było po prostu niemożliwe. Nathaniel był zbyt oporny na tę wiedzę. Ivan nie raz stwierdzał, że to przez geny. Wszelkie złe cechy chłopca zrzucał na geny. No ale co się dziwić, gdy jego rodzice mieli tak popieprzony system moralny? I jego dziadkowie to samo! Toć to musi dziedziczne być!
Rosjaninowi nie pozostawało nic innego jak pozwolić się swemu wychowankowi rozwijać jak chce, czasem tylko ratując mu cztery litery i w odpowiednim momencie prostować jego krzywą drogę.
Od małego kłopoty go kochały. Tam gdzie mały Green, tam były i one. Jeśli ktokolwiek plotkował o Nathiem zawsze musiało znaleźć się tam zdanie:
„- Ten chłopak długo nie pożyje.”
To najprawdopodobniej przylgnął do niego przydomek „Necro”.
Kiedy Green został „płatnym kochankiem” nikt się za bardzo temu nie zdziwił. Toć to miało tak skrzywiony system moralny, że aż cud iż wcześniej tego nie zrobił. Ivan innego wyjścia nie mając, jak pozwolić mu by robił co uważa za słuszne i machnął ręką.
„- A niech robi co chce. To wbrew pozorom mądry chłopak. Wie co chce i wie co robi. Skubaniec mały”



Imię: Nathaniel
Skróty od imienia: Nath, Nathie
Pseudonim: Necro
Nazwisko: Green
Pochodzenie: Anglik
Wiek: 18 lat
Stacja: Prospekt Mira
Zawód: Płatny kochanek
Orientacja: Homoseksualista



Wygląd:

Wygląd Greena jest typowy dla ludzi otoczonych w metrze. Drobne toto i chude, a i blade cholernie… W sumie nic dziwnego, to przecie częsty widok. A do tego niskie.
Patrzy takie coś na ciebie niebieskimi, dużymi oczami i zaczynasz wątpić w to, że on potrafi wyrządzić jakąkolwiek krzywdę, stajesz się pewniejszy siebie… Najgorsza decyzja w twoim życiu. Ale o tym później.
Jego twarz ma raczej delikatne rysy, noc lekko zadarty, jak już wspomniałam duże, niebieskie oczy i bladoróżowe wargi.
Z jego łepetyny wyrastają białe włosy, które sięgają mu do pasa. To chyba wszystko jeśli chodzi o jego wygląd.

„Spróbuj mieć coś do mnie, a skończysz z kałachem w dupie!”

Charakter:

Do niego idealnie pasuje przysłowie „Nie oceniaj książki po okładce”. Z wyglądu może i jest drobny i niewinny ale skubaniec potrafi być najgorszym, co Cię spotka na tej stacji.
Jest to mała, okrutnie sarkastyczna bestia , gotowa nieźle na Ciebie nawrzeszczeć jeśli powiesz o nim coś niemiłego, lub spróbujesz go obrazić.
Nie jest potulny jak baranek i być tak potulny nie zamierza. Spróbuj z nim zadrzeć, to wydrapie ci oczy, pokiereszuje ci mordę swoim scyzorykiem a i jeszcze kałacha w dupę wsadzi na deser. No cóż, nie każdy drobny gej musi być cholernie i obrzydliwie słodką cipą. To nudne. A pan Green nudy cholernie nie lubi.
„-Nuda to najgorszy morderca”
Nie raz od niego takie słowa usłyszysz.
Jedno jednak przyznać trzeba. Ivanowi udało się wpoić swemu wychowankowi wartość przyjaźni. Jeśli zyskasz zaszczytne miano przyjaciela Necro, zyskasz kogoś kto w ogień za tobą skoczy. Albo odda się mutantom na pożarcie.
Jest baaardzo otwarty. Nie ma problemów z zawieraniem nowych znajomości. To dla niego duża przyjemność (Jeśli oczywiście ktoś nie chce go obrażać).  Zazwyczaj jest dla ludzi miły. Bo im więcej ludzi jest przyjaźnie nastawionych, to większe prawdopodobieństwo iż gdzieś zostaniesz polecony!
Jest nieco dziecinny momentami i ciężko mu usiedzieć na dupie. I mimo wybranego zawodu i tak pomaga tam, gdzie go chcą.  Bo pomocny też jest. I lubi pracować.
Dzięki temu znający go ludzie nie mają go tylko za dziwkę, ale i za wartościowego (w miarę) człowieka.


poniedziałek, 25 lutego 2013

A gdyby tak słowa rzucone na wiatr tak jak ptak, szybowałyby, bo byłyby marzeniami z nadziejami. Wracałyby i zmieniały świat.





Inna Dmitrijewna
 
29 lat | lekarz | Hanza | Smoleńska | szpital, szpital, szpital 
 
Każdego dnia patrzy na ludzi, z którymi przychodzi jej obcować i tak strasznie żałuje, że dwadzieścia lat temu za rękę załapała ojca, a nie matkę i starszego brata; przeszłaby wtedy przez drogę z rodzicielką i Andriejem, wsiadła do samochodu i już nigdy więcej z niego nie wysiadła. Wygłupiając się wraz z chłopcem, na tylnym siedzeniu samochodu, zrozumiałaby, że jej życie kończy się tak samo, jak i milionów innych ludzi. Zrozumiałaby, że nadszedł czas biblijnej apokalipsy, o której babcia, polka, opowiadała wieczorami przed pójściem spać. Może uwierzyłaby w wojnę, akt terroru, cokolwiek. Ważne, że nie przeżyłaby tego dnia, zamknęła oczy na zawsze i zmarła. A jeżeli istnieje ta druga strona, lepsza, pamiętałaby, że nim wsiadła z matką do auta, słońce muskało swoimi promieniami jej skórę, a w dłoniach trzymała kobiałkę pełną truskawek. 
Dwadzieścia lat temu nie dotknęła jednak ręki matki. Po wyjściu ze sklepu spożywczego, trzymała się kurczowo nogawki idealnie wyprasowanych spodni ojca, który przed sekundą pożegnał się z żoną i synem, biorąc do jednej ręki aktówkę, a do drugiej, małą dłoń swojej córki. Wysoki mężczyzna, oglądając się jeszcze za małżonką, opowiadał swojej córce o pacjencie, którego przyjął na oddział podczas ostatniego dyżuru. Nie miał zbyt wiele okazji do rozmowy z dziećmi, wiecznie zapracowany chirurg, a Inna uwielbiała słuchać niskiego głosu ojca, a tym bardziej lubiła kiedy mówił o swojej pracy. W końcu Inna też kiedyś chciała zostać lekarzem, ratować ludzkie życie, a w między czasie, kiedy tylko była taka możliwość, zajadać się truskawkami. Tak, jak i tego poranka. W momencie, kiedy rozpętało się piekło, poczuła jak ojciec wyrywa jej z dłoni mały koszyczek z owocami, odrzuca go gdzieś za siebie, tak samo jak i swoją aktówkę. Szarpie ją gwałtownie i przerzuca przez ramię, biegnąc prosto w stronę otwartego wejścia do metra. A ona nie rozumiała ani trochę, co właśnie się dzieje. 
Nigdy nie złapała za rękę matki, ani brata. To ojciec uratował ją przed śmiercią. Dwadzieścia lat później, wciąż słyszy jego niski głos, tylko teraz nie unosi go już tak często jak kiedyś. Jest spokojny i opanowany, traktuje ją wciąż jak małą dziewczynkę, którą częściej widać w białym kitlu, aniżeli z koszykiem truskawek, których po prostu już nie jada. Za bardzo przypominają jej o chwilach, o których zwyczajnie nie chce pamiętać. Inna najchętniej w ogóle chciałaby zapomnieć, że żyje. Bo cóż to za życie? Oczywiście, z pośród wszystkich ludzi, którzy żyją dookoła niej, w podziemiach, tłocząc się w mniejszych lub większych grupkach, słuchając określonych zasad, bądź łamiąc je nagminnie, ona ma najlepiej. Pomimo iż straciła matkę i brata, ojciec wciąż jest przy niej. Mieszka w Hanzie, należy wraz z ojcem do Zakonu, nie klepie biedy. Marzenia o byciu lekarzem też spełniła, chociaż nie wyobrażała sobie, że będzie tak trudno, że ratowanie żyć, które czasami nawet nie chcą ratunku, przyjdzie z tak ciężkim sercem. 
Zbyt często zaciska pięści i liczy do dziesięciu, zbyt często się denerwuje i zbyt często mówi, że sama nie wie, czy uda jej się kolejna operacja. Wszak cudotwórcą nie jest, czasami się nie udaje. Śmierć nie robi na niej zbyt wielkiego wrażenia, co innego sam fakt, że tak właśnie jest. Przeraża ją znieczulica, której nabawiła się przez dwadzieścia lat walki o swój byt, przemierzając z ojcem kolejne stacje metra, szukając czegoś, co można byłoby zjeść. Przeraża ją gruboskórność i bezczelność, która wprost się z niej wylewa. Zbyt często mówi to co myśli, nie potrafi dobrać odpowiednio słów, ciosa nimi niczym mieczem. Zbyt często wprost słania się ze zmęczenia, jednak nie zaśnie, bo gdy tylko zamknie oczy widzi swoją rodzicielkę, brata, ale i mocno świecące słońce. Zbyt często tęskni za śmiercią i zbyt często przyłapuje się na tym, że w ogóle się nie uśmiecha. Chciałaby się uśmiechnąć, przestać być gburowatą panią doktor w białym kitlu. Tylko, że pesymizm przyległ do niej tak, jak ona dwadzieścia lat temu, przyległa do nogawki ojcowskich spodni. I nie chce puścić.




Tutaj gdzie żyjemy nie ma słońca, Bóg o nas zapomniał. 
Bo tutaj gdzie żyjemy tak łatwo wejść, ale już gorzej się wydostać.



[ Sponsoruje nas Kali i Focus, do spółki z Olivią Wilde. 

KP dosyć sknocone, sralis mazgalis jeden wielki. W niej po prostu nie ma życia, jakby oddawała je swoim pacjentom. Tęskni za dawnym życiem i ani trochę nie lubi metra, Hanzy, Zakonu i wszystkiego co poznała przez ostatnie dwadzieścia lat. Czasami też myśli, by wyjść na powierzchnię i spojrzeć w słońce - być prawie jak Ikar. Jednak coś ją blokuje, coś ją powstrzymuje. Sama nie wie czym jest to spowodowane. 
Inna większość czasu spędza oczywiście w szpitalu i to tam można ją spotkać najczęściej. Czasami pałęta się też bez celu. 
Wątki i powiązania - taktaktak. I chyba to tyle - zapraszam, nie zjem was, obiecuję. ]