Twinkle twinkle little
star,
how I wonder what you are?
how I wonder what you are?
Up above the world so
high,
Like a diamond in the sky!
Like a diamond in the sky!
~ Nina Kamarov- ~ 28 lat ~ Córka moskiewskiej
dziwki ~ Strażniczka ~ Sewastopolska ~
Twinkle
twinkle, Nina skacz…
Obcasy
lakierowanych bucików przyjemnie stukały o asfalt, kiedy najdrobniejsza z
trzech dziewczynek skakała w rytm nucenia koleżanek. Wtedy miała wygrać.
When
the blazing sun is gone,
When the nothing shines…
When the nothing shines…
Nie
zdążyła.
Wycie
syreny zagłuszyło moment, w którym dzieci zamilkły i tupot ich stópek. Nina
rozejrzała się, odgarniając z bladej twarzy kosmyk włosów. Została sama.
Wzruszyła ramionami, przeskoczyła jeszcze kilka pól, wsłuchując się w alarm i
coraz głośniejsze krzyki. Nie rozumiała, co się dzieje.
-Kurwa!
Uciekaj! – W głosie przebiegającego obok mężczyzny było coś, co sprawiło, że
pociągnęła za nim wzrokiem. Obejrzał się przez ramię, jakby czując na sobie jej
spojrzenie. Z jego ust padło kolejne przekleństwo.
Nie
cofnęła się, widząc, jak zawraca i biegnie ku niej. Mocno chwycił ją za ramiona
i podniósł, puszczając się pędem w kierunku głównej ulicy.
Then you show your
little light,
Twinkle, twinkle, all the night.
Twinkle, twinkle, all the night.
Do Metra przyniósł ją Olavi Hegg- fin, który
znalazł się w Rosji, bo dostał przydział do moskiewskiej jednostki wojskowej.
Przynajmniej takiej wersji się trzymał… Niemniej, potrafił sprawnie posługiwać
się bronią, dlatego oprócz sprawowania funkcji strażnika na Oktiabrskiej, gdzie
znalazł miejsce dla siebie i Niny, był stalkerem. Skoro już przeżyła- miała
szczęście. Olavi oswoił ją z bronią białą i palną, zabierał ją ze sobą na „obchody”,
zapoznawał z poszczególnymi grupami... Nauczył ją życia w Metrze. Nauki te
okazały się możliwe do wykorzystania, kiedy wychodził na powierzchnie i
zostawiał ją samą, ale epicentrum przydatności osiągnęły osiem lat później,
kiedy z powierzchni już nie wrócił.
Dobry
start to dobry start. Nina go miała. W życiu na powierzchni, wbrew pozorom,
także. Jej matką była rodowita Rosjanka, Tania Kamarov, jednak ze względu na
popularność imienia posługiwała się pseudonimem zawodowym- Marina. Cóż,
nietrudno zgadnąć, że ani ojca, ani nawet jego narodowości Nina nie poznała
nigdy. Więc, gdzie ten dobry start? Otóż, już jako dziecko przywykła do
samotności i trudnych warunków. Wolała całymi dniami błąkać się po ulicach, nie
miała też nic przeciwko spędzaniu nocy poza małym mieszkaniem wynajętym przez
matkę, w którym i tak najczęściej przebywała sama.
Dobrego
startu w Metrze tłumaczyć nie trzeba. Dzięki Olaviemu stała się rozpoznawalna w
odpowiednich miejscach, on także załatwił jej prawdziwy paszport z Hanzy. Po
zaginięciu mężczyzny przestawiła się na koczowniczy styl życia.
Przez pewien czas przebywała na
Tretjakowskiej, gdzie znalazła ludzi, z którymi potrafiła się porozumieć. Do
dzisiaj między nią a przestępcami panuje dziwna komitywa oparta na obopólnych korzyściach.
Co się tyczy Linii Czerwonej i IV Rzeczy, po których też zdarzało jej się
krążyć… Jeśli miałaby opowiedzieć się po którejś ze stron, to bez wahania
narzuciłaby na ramiona czerwony płaszcz. Woli jednak pozostać neutralna, gdyż podporządkowywanie
się totalitarnemu systemowi nie jest czymś, co potrafiłaby strawić. Jest na to
zbyt butna, zbyt bardzo ceni sobie niezależność. Stara się zachować w miarę
dobre kontakty z komuchami, faszystom pluje prosto w twarz. Upodobała sobie
niezbadane stacje, tam też najczęściej można ją spotkać. Od trzech lat mieszka
na Sewastopolskiej, gdzie została Strażniczką. Dysponuje dwoma prawdziwymi paszportami- z
Hanzy i Sewastopolskiej i nieprawdziwym z Tretjakowskiej.
Spośród innych raczej się nie wyróżnia. Jest kobietą
obdarzoną ładną sylwetką, którą chcąc nie chcąc pielęgnuje prowadząc aktywny
tryb życia, ma około 172 cm wzrostu. Daleko jej do wpasowania się w określenie „babochłopa”-
zawsze sprawiała i sprawia wrażenie drobnej. Jasnobrązowe włosy związuje na
ogół w wysoki kucyk lub zaplata w warkocz.
Nina nie
jest ani szczególnie towarzyska, ani przesadnie samotnicza. Wie, że znajomości
są przydatne, chociażby dlatego, że samotnej osobie w Metrze łatwo oszaleć.
Lubi alkohol i wszelkiego rodzaju używki, jeśli takowe się trafią. A trafiają
się, wbrew pozorom. Stara się nie tyle nikomu nie ufać, co do nikogo nie
przywiązywać, jednak zdarzają się wyjątki. Jednym z nich jest Bielikow- poznali
się dobrych parę lat temu, kiedy oboje byli dziećmi. Zaczęło się od wspólnych
zabaw, skończyło na wspólnym mordowaniu mutantów. Lub treningach w tunelach.
Jak kto woli.
Jeśli między nią a potencjalnym rozmówcą
wytworzy się nić porozumienia, najczęściej okazuje się bardzo dobrym rozmówcą.
Po prostu potrafi milczeć i słuchać. Uśmiecha się dość często, jeśli spojrzeć
na innych ludzi w Metrze. Żeby się uśmiechać, nie zawsze trzeba być
szczęśliwym. Wystarczy być silnym. A może akurat jej uśmiech da komuś tą siłę?
Then the traveler in
the dark,
Thanks you for your little spark,
He could not see which way to go,
If you did not twinkle so.
Thanks you for your little spark,
He could not see which way to go,
If you did not twinkle so.
[Notka miała wyjść, ale nie wyszła. Jak zwykle. Na wszelkie powiązania i wątki jesteśmy
chętne, preferujemy jednak te nieco dłuższe i bardziej zawiłe. :3
W tytule wykorzystałam fragment piosenki Marilyna Mansona- Dissasociative.
[ Witaj w metrze.
OdpowiedzUsuńTwinkle. Lubię to. Karta nie wyszła wcale tak źle, chociaż mi osobiście trudno się czytało ze względu na czcionkę. Wybacz za tę wylewność. ]
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń[ Wąąąąąąąąąąąąąąąąątek! ]
OdpowiedzUsuń[ Nie przeszkadza. Przynajmniej mi. Ja po prostu mam to do siebie, że czasami trudno mi się czyta coś na komputerze (no shit Sherlock). A wątek... Wyrzucamy ze łba fizykę i przenosimy się do podziemi. Jedyne, co na obecną chwilę mi przychodzi na myśl, to przypadkowe spotkanie, podczas gdy jedno albo drugie czatowało na Andriuchę, lub coś w tym stylu. Ma ktoś wenę na sprzedaż? ;_; ]
OdpowiedzUsuńWisiał Andriejowi paczkę fajek. Kiedyś się założyli, kto szybciej zabije upiora i niestety dziadowi poszło sprawniej. Szukał i handlował dużo, żeby tylko tę truciznę facetowi znaleźć, zeszło się z tym licho wie ile, ale w końcu się udało. Zapamiętał sobie, żeby kiedyś się na nim zemścić i uzbrojony w papierosy zabrał się za podróż na Sewastopolską. Jak zwykle bez drezyny się nie obyło i plusem była możliwość pogawędzenia z towarzyszami, minusem - że za to dostawało się opieprz. "Przez gadanie nie będziecie mogli się skupić!" - krzyczał dowódca. Lis tylko wzruszał ramionami i kombinował, jak gadać tak, by nie dostać od razu opieprzu. Coś jak ściąganie na lekcjach, tylko dużo poważniejsze.
OdpowiedzUsuńDrezyna zatrzymywała się na Tulskiej, po czym cofała się i jechała w kierunku Kijewskiej, więc musiał wysiąść i dalej pokonać drogę pieszo. Nic strasznego; cztery stacje. Przyzwyczaił się do wysiłku i nie przeczuwał żadnych problemów. Stosunkowo często tędy łaził i strażnicy już go znali, więc szedł dalej bez zbędnych przeszukiwań. Pewnie, że nie widziało mu się podróżowanie w pojedynkę przez tyle kilometrów, w ciemności, gdzie nie wiesz, czy przypadkiem coś nie wyskoczy nagle z sufitu czy nie wylezie z szybu wentylacyjnego. Nawet dla niego nie było to przyjemne i gdy tylko spotkał znajomą osobę, werbował ją na wspólny spacer. Dałby radę sam, jeśli pojawiłby się jakiś potwór, ale... Tunele mają głos. I ten głos ujawni się prędzej czy później. Nie zabijesz go kałachem, jak mutanta, ba, nawet go nie dotkniesz. Po prostu zlasuje Ci mózg. To było najgorsze.
Poza tym taka samotna wędrówka jest strasznie nudna i potrzebował kogoś do rozmowy. Rozłączyli się na Nachimowskim Prospekcie i Vesper dalej szedł sam. W sumie, między Nachimowskim Prospektem a Sewastopolską był krótki odcinek i nawet uśmiechnął się, kiedy to sobie uświadomił. Przyśpieszył kroku.
Widział już płomień, zwiastujący punkt kontrolny, i paru strażników przy nim. Ciekaw był, czy wpakowali tutaj Andrieja. Posiedziałby sobie wtedy przy ognisku i ogrzał; mimo płaszcza zdążył zmarznąć.
Niosąc ze sobą ciche pobrzękiwanie łańcuchów i stukot okutych metalem (i gwoździami) butów zbliżał się do ogniska, cały czas przypatrując się postaciom. Próbował kogoś rozpoznać, ale jego oczy nie dawały sobie rady w tych warunkach. Przyjdzie czas, kiedy wszyscy oślepną. Śmiał się, że wtedy naprawdę będą "narodem podziemnym".
W sumie trudno go nie zauważyć. Żeby nie marnować baterii w latarce, Vesper bardzo często posługiwał się kolorowymi glow stickami, by oświetlić głównie drogę i nie zaliczyć długiej wzdłuż torów. Wtedy z daleka widać było punkcik najczęściej koloru niebieskiego, który zbliżał się razem z cichą melodią łańcuchów. I to była jego cecha rozpoznawcza, zaraz po włosach. Niektórzy brali światełko i brzęk za tunelową paranoję, kolejny żart głosu tuneli. Raz przyszło mu się zmierzyć z otwartą serią z automatów, na szczęście wymierzoną niezbyt precyzyjnie i oberwał tylko w ramię, gdzie ma teraz kolejne paskudne blizny.
OdpowiedzUsuńZamyślił się i zdziwił, kiedy po jego prawej nagle rozprysł czerwony żar. Początkowo wziął go za odbicie w szczurzych ślepiach, ale wtedy byłoby niebieskie. Zatrzymał się i nasłuchując, zacisnął podświadomie palce na automacie - wszyscy posiadający broń w metrze, albo przynajmniej zdecydowana większość, robiła identycznie w przypadku wstępnego niepokoju - zupełnie niepotrzebnie, jak się chwilę później okazało.
Udało mu się dostrzec zarysy kobiecej sylwetki i trochę włosów, z czego ustalił położenie twarzy i skupił spojrzenie na tym punkcie. Chciał poświecić latarką, ale z drugiej strony po co miałby marnować baterię, skoro zaraz będzie punkt kontrolny, a dziewczę, jak myślał, może się przestraszyć lub źle zareagować na większą ilość światła, niż ta, którą miał u szyi.
- A Ty co? - spytał mało kreatywnie. - Chowasz się, czy uciekasz?
- Kto, ja? - odparł szybko, zaraz potem parskając śmiechem. - Skąd!
OdpowiedzUsuńDalej próbował rozpoznać postać. Głos mu nic nie mówił, a w tych ciemnościach nie widział zbyt wiele. Ocenił, że kobieta jest dorosła i ma jakąś ważną robotę, prawdopodobnie strażnika. Przecież żadna inna kobieta nie zapuściłaby się w tunele, nawet nie opuściłaby z kimś stacji, o ile to nie było konieczne. Wprawdzie się nie dziwił, rozumiał ten strach i obawy przed nieznanym. Stacje były względnie najbezpieczniejszym miejscem i zawsze kręcili się na nich ludzie, co zapewniało choć minimum poczucia bezpieczeństwa. Przynajmniej wiedziało się, że nie jest się samemu. A w tunelach? Zupełnie inna sprawa.
- Szukam kogoś - dodał po chwili, luźno opuszczając ręce po bokach. - On też lubi się truć papierosami.
[Wybacz ten zapłon i wybitną twórczość.]